Interpunkcja, przecinek, myślnik i inne tego typu znaki mają czynić pisemną materię przejrzystą. Jest dla nich jakaś logika, ale język nie jest systemem i nie ma reguł uniwersalnych, obiektywnych i zawsze stosowanych. Potrzebujemy własnego zdrowego rozsądku, inaczej sylwetka naszej pisemnej materii może zarysować się w przejaw zaburzenia kommatoformowego, gdzie „somatoformowe” to regularne słówko codziennej mowy oznaczające coś charakteru materialnego ciała, ■soma oraz ■forma razem.
Zdrowy rozsądek zazwyczaj daje sobie radzić całkiem dobrze, językowi polskiemu nadał jednak kanon przestankowania regulator państwowy, ■Rada Języka Polskiego. Takoż przyzwoite poszanowanie dla ludzkich poglądów wymaga, by tłumaczka Autobiografii Benjamina Franklina zdeklarowała powody i przedstawiła zacnemu światu fakty, odnośnie do swej polskiej ortografii.
W stylach mniej uroczystych niż ten ■Deklaracji Niepodległości, gdzie określenie przyczyn zasługuje na każdą krztynę interpunkcji, polski przecinek w codziennej mowie zaczyna wykazywać zaburzenie co je publika specjalistyczna zarówno jak i społeczny ogół zwą i tagują „przecinkozą”, gdzie by powiedzieć „commatosis” po angielsku. Kwestia nie jest kaprysem tłumaczki.
■Ten tekst jest też dostępny po angielsku.
Innymi slowy, nowy kanon lepiej czy gorzej, ale w miarę działa z cywiką USA, lub tekstami jak Zdrowy rozsądek Tomasza Paine. Obydwa te rodzaje pisemnej materii mają w stylu tę oto wspólną cechę: prowadzą argument do celu. Jeden tekst to prawodawstwo, drugi to polityczny pamflet.
Człowiek jednak „nie ubiera się prywatnie jak na publiczny bal”; Benjamin Franklin zwraca się do swego syna, rozpoczynając wspomnienia, a tłumaczenie nie może tu nadać stylu jak dla konstytucyjnego artykułu, czy traktatu o politycznej racji.
Nowy polski kanon narzuca listę słów ogółem do użycia z przecinkiem. Linia jest tutaj jak z polskim “rządem dusz”: nie potrzebuje człowiek łączyć z tym rozporządzeniem sensu, ma zapamiętać słówka by stawiac przed nimi przecinek. W praktyce, rozróżnienie między zdaniami definiującymi i niedefiniującymi jest utracone, a polski przecinek staje się leksemiczny, to jest zależny od kształtu słowa, co wykazuję niżej.
Mówię, przecinek staje się leksemiczny, gdyż sprawy nie zawsze się tak z językiem polskim miały, a da się wątpić czy tak się mieć będą: nie ma naturalnych języków z interpunkcją leksemiczną; polski byłby jedyny taki na świecie, a wtedy, na ile naturalny?
■PWN, Słówka przed którymi ma być przecinek
Między „taką rzeczą” a „tą rzeczą” — rozróżniają wszystkie języki. Porównajmy nowy polski kanon dla Konstytucji USA:
Sporządzą oni listę wszystkich osób, na które głosowano…
Tłumacząc z powrotem,
They shall make a list of all the persons, who were voted for…
Oryginał jednak mówi,
They shall make a list of all the persons voted for…
Sporządzą oni listę wszystkich osób na które głosowano…
Wszelkie programy korektorskie zaznaczą jednak słówko który (która, które) bez przecinka jako błąd interpunkcji.

Wedle nowego kanonu,
all the persons voted for
zarówno jak
all the persons, who were voted for
przekładałyby się tak samo, na
wszystkie osoby, na które głosowano, z przecinkiem.
Definiująca i niedefiniująca zdolność logiczna języka się gubi.
Taki polski by wyglądał na niesprawny już na początku pamiętnika Benjamina Franklina:
„That felicity, when I reflected on it, has induced me sometimes to say, that were it offered to my choice, I should have no objection to a repetition of the same life from its beginning, only asking the advantages authors have in a second edition to correct some faults of the first”.
Gdyby przetłumaczyć, jak przy drugiej edycji książki, która daje poprawić, tłumaczenie z powrotem byłoby the second edition; stąd,
„Poczucie osobistego szczęścia, jak je brałem na rozum, sprawiło czasem że powiedziałem, jak by mi dano wybór, nie wahałbym się i miał takiego samego życia powtórkę, od początku, prosząc jedynie o tą autorską korzyść jak przy drugiej edycji książki co daje poprawić pewne wady pierwszej”.
Leksemy “który” “co” są semantycznie oraz syntaktycznie w kontekstach jak tutaj równowartościowe. Nowy polski kanon jednak zawsze by wymagał przecinka przed słówkiem o kształcie “który”, czysto leksemicznie.
Nie byłoby to postęp, domagać się zawsze przecinka przed leksemem “co”. Porónajmy angielski. Leksemy “that” oraz “which” przynależą ze słówkami zaznaczającymi semantyczne zasoby. Tutaj leksem “which” odnosi się do całego zdania podrzędnego przed przecinkiem.
„My belief of this induces me to hope, though I must not presume, that the same goodness will still be exercised toward me, in continuing that happiness, or enabling me to bear a fatal reverse, which I may experience as others have done…”
Spójrzmy teraz na polski. Z przecinkiem (odmienione w czego, bez zmiany w sensie słowa), polski leksem “co” obejmuje całe poprzedzające zdanie podrzędne, tak samo jak pozwala leksem “który”:
„Wiara ta skłania mnie do nadziei, choć mi z góry zakładać nie wolno, iż to samo dobro dalej będzie moim udziałem, bądź szczęście nadal przynosząc, bądź dając siłę przy jakiejś fatalnej zmianie, czego może przyjść mi doznawać, jak już innym ludziom bywało…”
W obydwu językach ważnym jest widzieć owo odniesienie semantycznie, a nie jako jakąś jedynie „syntaktyczną powierzchnię.” Możemy porównać pytania jak Do you mind if I come in? Gdy osoba odpowiada Sure, sensem nie jest trzymać gościa w drzwiach; on lub ona oczywiście może wejść, sure may come in.
Zważywszy jak bliski jest sens słówka experience owemu słówka to suffer, we fragmencie tekstu Benjamina Franklina powyżej, semantyczne odniesienie oczywiście warto zaznaczać.
Zasoby semantyczne występują w każdym naturalnym języku. Wewnątrz takiego zasobu, przecinek może podkreślać czy dodawać nacisku, jak w liście od pana Abel James:
„MY DEAR AND HONORED FRIEND: I have often been desirous of writing to thee, but could not be reconciled to the thought, that…”
Nowy polski kanon wymusza leksemiczną kompensację. Dla nacisku, trzeba dodać słówko:
„MÓJ DROGI I SZANOWNY PRZYJACIELU, często przychodziła mi przemożna chęć do Ciebie napisać, ale nie potrafiłem się pogodzić nawet z myślą, iż…”
Polskie leksemy “że” oraz “żeby” także są na liście PWN. Po angielsku struktura korespondująca często by miała słówko “to” bądź “that”, co by dawało rezultat jak,
That felicity, when I reflected on it, has induced me sometimes, to say, that…
That felicity, when I reflected on it, has induced me sometimes to say, that were it offered to my choice, I should have no objection to a repetition of the same life from its beginning…
Poczucie osobistego szczęścia, jak je brałem na rozum, sprawiło czasem że powiedziałem, jak by mi dano wybór, nie wahałbym się i miał takiego samego życia powtórkę, od początku…
Programy korektorskie pokażą w tłumaczeniu brak przecinka. Chcieć będą, Poczucie osobistego szczęścia, jak je brałem na rozum, sprawiło czasem, że powiedziałem, — owej nazwanej i otagowanej „przecinkozy”.
Przecinek Benjamina Franklina po frazie to say, i dziś rzecz podkreśla jako takie sobie mówienie, bo i tak nikt nie żyje dwa razy. Z kanonem jak ten dla polskiego, wszystkie frazy jak to say that wymagałyby przecinka, to say, that. Wszystko co mówimy byłoby takim sobie mówieniem, albo wszysto by było jakąś przysięgą: uwydatniająca rola przecinka wewnątrz semantycznego zasobu jest utracona, bo zawsze ma być przecinek.
Cóż, naturalnymi językami także się mówi, a ni baśń ni prawny stenotyp da radę za wszelki styl. Przecinki oczywiście nie są od regulowania oddechu, a wybrzmiewają głównie w akcencie zdaniowym oraz intonacji. Polska mowa ma znaczniki dość jasne, dla słówek jak “że” lub “żeby”, oraz struktury zdania. Frazy jak powiedziałem (powiedziałam) że | I said that — są w angielskim dokładnie takie same; nie mają w mowie znacznika dla przecinka, chyba że chcemy podkreślić lub położyć nacisk na samo mówienie. Sprawa się ma tak samo ze słówkami dla myśli i uczuć.
Zarówno w angielskim jak polskim, mowa jest bardziej „natury czasownika”, a formalne style pisemne mogą preferować frazy rzeczownikowe. Człowiek by napisał,
Establishment of corporate supervisory capacity has been proposed…
Ten sam człowiek by mógł powiedzieć,
They propose to establish a corporate supervisor…
Nowy polski kanon domaga się oddzielania czasowników przecinkami. Ażeby zrobić notkę, trzeba by napisać:
They propose, to establish a corporate supervisor…

Cóż, logika językowa będzie taka sama dla definiujących i niedefiniujących zdolności ludzkiej składni. Co do innych względów, Hiszpanie mają wykrzyknik „do góry nogami”, albo może reszta świata jest „topsy-turvy”? Dyskurs osadzony także może się różnić w zapisie, jak w moim tłumaczeniu poniżej. W paru miejscach program korektorski wymagałby więcej przecinków, ale nie widzę powodu je wstawić.
Thus refreshed, I walked again up the street, which by this time had many clean-dressed people in it, who were all walking the same way. I joined them, and thereby was led into the great meeting house of the Quakers near the market. I sat down among them, and, after looking round awhile and hearing nothing said, being very drowsy thro labor and want of rest the preceding night, I fell fast asleep, and continued so till the meeting broke up, when one was kind enough to rouse me. This was, therefore, the first house I was in, or slept in, in Philadelphia.
Walking down again toward the river, and, looking in the faces of people, I met a young Quaker man, whose countenance I lik’d, and, accosting him, requested he would tell me where a stranger could get lodging. We were then near the sign of the Three Mariners. “Here,” says he, “is one place that entertains strangers, but it is not a reputable house; if thee wilt walk with me, I’ll show thee a better. He brought me to the Crooked Billet in Water-street. Here I got a dinner; and, while I was eating it, several sly questions were asked me, as it seemed to be suspected from my youth and appearance, that I might be some runaway.
Posilony, poszedłem znów w górę ulicy, a na tej zdążyło się pojawić wielu schludnie ubranych ludzi, wszyscy idąc w jedną stronę; dołączyłem do nich i tak oto przywiedziono mnie do wielkiego domu spotkań kwakrów, przy rynku. Usiadłem pomiędzy nimi, porozglądałem się przez chwilę, a że nikt nic nie mówił i byłem bardzo śpiący po wysiłku poprzedniej nocy, mocno zasnąłem i spałem tak aż do końca spotkania, kiedy to ktoś był na tyle uprzejmy, żeby mnie obudzić. Takoż był to pierwszy dom gdzie byłem czy spałem, w Filadelfii.
Idąc znów w stronę rzeki i przyglądając się ludzkim twarzom, napotkałem na młodego kwakra i jego wygląd mi się spodobał, stąd zagadałem do niego i zapytałem, gdzie przyjezdny mógłby znaleźć kwaterę. Byliśmy wtedy blisko szyldu Trzech Marynarzy. „Tutaj”, powiedział, „przyjmują obcych, ale miejsce to nie ma dobrej reputacji; o ile się pan zgodzi ze mną trochę przejść, pokażę panu lepsze”. Zaprowadził mnie do Garbatej Gospody na ulicy Wodnej. Dostałem tam obiad. Kiedy jadłem, zadano mi parę podchwytliwych pytań, podejrzewając najwyraźniej po moim młodym wieku i wyglądzie, że mogłem być zbiegiem.
Keimer made verses too, but very indifferently. He could not be said to write them, for his manner was to compose them in the types directly out of his head; so there being no copy, but one pair of cases, and the Elegy likely to require all the letter, no one could help him.
Keimer też układał wiersze, ale niedbale. Nie dało się powiedzieć że je pisał, bo jego sposobem było układać czcionki od razu, z głowy; ponieważ nie było kopii, a tylko jedna para dużych i małych liter, i dało się spodziewać, że Elegia będzie wymagać ich wszystkich, nie było jak mu pomóc.
Definiujące i niedefiniujące zdolności języka są wymogiem na poziomie szkoły podstawowej, porównując Polskę i kraje anglojęzyczne. Wymóg ten jest rzeczą dobrą. Zapraszam do mojego przekładu Autobiografii Benjamina Franklina, strona za stroną z oryginalnego manuskryptu jak dostępny z Huntington na osobnych kartach, lub z ■→mojego konta w Internet Archive jako książka PDF. Wierzę, że przejrzystość oraz styl polskiego jako naturalnego języka nie doznaje tu cierpień, a wstawiać więcej przecinków nie ma potrzeby; zobaczcie sami, panie i panowie.
Notki
Tłumaczę liczbę pojedynczą gentleman jako dżentelman, a gentlemen jako dżentelmani, regularną polską liczbę mnogą, choć nowy kanon miałby dżentelmen dla pojedynczej, a dżentelmeni dla liczby mnogiej. Asymilacja jak dżentelmen mogłaby nieść dziwne wrażenia mnogości.
Nowy kanon doradza polski leksem tę raczej niż tą (żeńsko-osobowy odpowiednik dla angielskiego leksemu this), co ja uznaję za kwestię mody, gdyż fonologiczne pobliże naturalnie i skutecznie daje się zdecydować na tę rękę, tą książkę, za jakimi to wzorcami ja podążam.
Junto tłumaczę jako Ramię w Ramię (shoulder to shoulder), gdyż junto jest angielskim słówkiem, natomiast nie jest słówkiem polskim, gdzie są jedynie junta bądź hunta, na wojskowy reżim.
Jednokrotnie używam wariantu podeszłem: jeden z najczęstszych „błędów” w opinii preskryptywnej, występuje w mowie jak w grupie lub parze (my: podeszliśmy, wy: podeszliście, ja, rodzaj żeński: podeszłam; ja, rodzaj męski: podszedłem lub też konwergujące podeszłem); polski pozwala też używać czasownika podejść dla postępowania w kontekstach psychologicznych czy ogółem otwartych, nowych.
Wariant męsko-osobowy esz jest odrzucany jako derywacja od historycznie żeńskiego pnia. Polska męsko-osobowa liczba mnoga (podeszli) jednak ma ów pień, gdyż polski nie ma „żeńskich czasowników”, jedynie żeńsko-osobowe końcówki.
Dziś właściwie tylko męsko-osobowa trzecia osoba liczby pojedynczej, podszedł czy poszedł, zawsze ma w pniu sze; cóż, zawsze jest jeszcze ■→teoria trzeciego człowieka, gdyż nie ma takiej zasady języka naturalnego, żeby gramatyczna trzecia osoba rządziła pierwszą.

Dzisiejszy polski pozwala na warianty, jak dla zdolności widzenia, patrzeć lub patrzyć, gdzie obydwa kształty są uznawane za poprawne, niezależnie od rodzaju gramatycznego.